...nad Morze Kaspijskie.


Trasa naszego przejazdu
Naszą podróż zaczynamy w Zielonej Górze.
Dalej przez Krym, Kaukaz, Północną Osetię, Dagestan, Czeczenię, Kałmucję docieramy nad Morze Kaspijskie, a następnie wracamy przez Ukrainę do Polski gdzie licznik z wynikiem przejechanych 9tys. km zatrzymujemy w Szczecinie…

 






Dzień 1:

GLiM znowu razem!! :)
                Wspomagani przez grono znajomych z Żagania jak i firmę Fototpety by Pixers z Wrocławia, z Zielonej Góry wyruszamy o trzeciej rano 28 czerwca 2013r. Przed nami 650km do Korczowej - przejścia granicznego z Ukrainą. Jedenaście godzin później na miejscu spotykamy Przemka - czyli Palora. Dalej już pełnym składem, czyli Disco i Defender mkniemy na przejście graniczne. Tam stojąc w czterogodzinnej kolejce spotykamy dwójkę Francuzów w swoim Defenderze. Celem ich podróży jest Mongolia. Wzajemnie wspieramy się podczas załatwiania formalności na granicy. Dziwne karteczki, pieczątki, kilka okienek i losowe rewizje samochodów skutecznie przeciągają pobyt na przejściu granicznym. Kiedy nam udaje się już wydostać, Palor w swoim Defie zostaje skierowany na pas dla samochodów ciężarowych, gdzie zostaje zmuszony do zapłacenia równowartości 1 euro w hrywnach.
Kolejka w Korczowej
Drogi Ukrainy zamieniły się w kratery już po kilku kilometrach od obwodnicy Lwowa. Te, wielkości małych kraterów, zmuszały, kierowców do slalomów i wyprzedzania prawym pasem lub poboczem. Osobówki, busy, ciężarówki czy autobusy – wielkie tasowanie!
                Wieczorem zatrzymaliśmy się w okolicy Lwowa w restauracji „Rusałka”. Tam zjedliśmy zupę rybną a na talerzu znalazł się pstrąg, łosoś i karp. 



Dzień 2: Misja.

[ Wcześniejsze ustalenia trasy omijały Odessę. Okazało się, że Magdy wujek- brat prababci, ksiądz który pełnił tam misję, został pochowany w Odessie.  Ze zdjęć, które otrzymaliśmy od Babci spróbujemy odnaleźć kościół, w którym przebywał wujek oraz miejsce, w którym został pochowany. ]


                 
W drodze do Odessy odwiedziliśmy Skałę Podolską, gdzie przy ruinach zamku zaczepił nas miejscowy z synem. Zapytał nas, czy dzieciak może wsiąść do naszych samochodów. Całe przymierzanie zamieniło się w sesję fotograficzną i wymianę adresów. Aleksander Aleksandrovitcz Własow i jego syn byli bardzo zadowoleni.
Około godziny drogi później mieliśmy okazję zwiedzać zamek w Kamieniu Podolskim. Ten ogromny zamek jest położony nad rzeką Smotrycz. Nasze auta zaparkowane przy murach zamku stały się centrum zainteresowania przechodniów, którzy robili sobie przy nich pamiątkowe fotografie. ;) Kolejnym punktem podróży była Twierdza Chocimska. Wielki kompleks, ze ścianami o grubości sześciu metrów, a murach wysokości około 30 m, był położony nad Dniestrem. W swoich murach ugościł on m.in. : Hetmana Karola Chodkiewicza i Jana III Sobieskiego.


Dzień 3:

              
Ledwo ruszyliśmy a po paru kilometrach przy posterunku zatrzymała nas policja. Uśmiechnięty policjant zapytał nas o kierunek naszej podróży czy wszystko w porządku, czy mamy dokumenty oraz udzielił wskazówek by zamykać auta na postoju w celu uniknięcia kradzieży.
Miejscem docelowym tego dnia był kościół św. Piotra w Odessie, gdzie większość swojego życia spędził   ks. Prałat Tadeusz Hoppe. Prababcia Magdy, Zofia Hoppe oraz Tadeusz byli rodzeństwem. Po odnalezieniu kościoła i przywitaniu się z Panią Witalią Tyczyńską oraz księdzem Cezarym udaliśmy się do małego pokoju proboszcza. Po jego śmierci pokój, w którym spędził swoje życie, został zamieniony w małe muzeum. Znajdowały się w nim liczne dokumenty wujka oraz przedmioty z życia codziennego. Następnie udaliśmy się z księdzem Cezarym na słynne Schody Odeskie znane także jako „Potiomkinowskie”.
Zatoka z licznymi żurawiami, przycumowanymi do brzegu jachtami i motorówkami zaparła nam dech w piersiach a widok na ogromne kontenerowce wpływające do portu również pozostanie na długo w naszej pamięci. Kolejnym punktem, który odwiedziliśmy był cmentarz, na którym pochowano Tadeusza Hoppe. Po oczyszczeniu grobu, ustawieniu kwiatów róży i zapaleniu zniczy, zmówiliśmy po cichu modlitwę i następnie udaliśmy się do Domu Księży Salezjanów. Tam po zjedzeniu kolacji, rozmowie z panią Aleksandrą- opiekunką domu, Ojcem Dyrektorem – Michałem, naszym przewodnikiem Cezarym i serii pamiątkowych zdjęć z obrazem wujka, udaliśmy się do pokoi, gdzie spędziliśmy noc.


Dzień 4:

Poranne pakowanie bagaży, szybki posiłek w postaci sernika upieczonego przez Panią Olę uzupełniony mocną kawą i ruszamy w dalszą trasę. Zmierzamy w kierunku Krymu.

                Dzień spędziliśmy w samochodach podziwiając ułańską fantazję ukraińskich kierowców. W drodze na słynne krymskie klify, zakupiliśmy pierwszego arbuza. Kiedy dotarliśmy nad „pierwsze brzegi” morza Czarnego gdzie Gerard wkleił Landa w poodpływowe błoto. W ruch poszła wyciągarka Palora a około godziny dziewiętnastej dotarliśmy do zamierzonego celu. Tam podziwialiśmy wspaniałe krajobrazy Morza Czarnego, klifów i okolicznych stepów. Silny wiatr zmusił nas do rozbicia obozowiska wewnątrz lądu, chowając samochody za kępą krzaków i drzewami.  Wieczorem, w towarzystwie migoczących świetlików zjedliśmy kiełbaski z grilla zapijając je ukraińskim piwem. 

Dzień 5:
                Naszą podróż rozpoczęliśmy wyjątkowo późno. Było około dziesiątej polskiego czasu a jedenastej tutejszego.
Cały dzień zmierzaliśmy wzdłuż brzegu Morza Czarnego podziwiając przepiękne klify. W drodze minęliśmy dwa wraki statków oraz starożytne ruiny. Po minięciu Eupatorii wyciągnęliśmy z rowu płaskatego „brata słowiana” spieszącego się by zerwać „niemnoszka migdałów”. Kilka kilometrów później trafiliśmy do tatarskiej knajpki w miejscowości Okuniwka gdzie zjedliśmy pyszne szaszłyki ze świniny. Barany uciekły… Nocleg zaliczyliśmy na niskim klifie…



Dzień 6.
                Goniąc ciemną deszczową chmurę jechaliśmy do Bakczysaraju. Tutaj spotkaliśmy się  z gęstym deszczem przez co nie trafiliśmy do skalnego miasta. Zwiedziliśmy tylko Monastyr Uspieński. W tatarskim pałacu przebraliśmy się za Chana i jego piękną jasnowłosą brankę. Po wizycie w pałacu ruszyliśmy w kierunku Bałakławy. Tam zrobiliśmy zakupy i postanowiliśmy zanocować w ruinach twierdzy. W jej okolicach spotkaliśmy dwóch studentów z trójmiasta, którzy zwiedzali Krym pociągiem i auto stopem. Nasze obozowisko rozstawiliśmy na jednym ze wzgórz. Widok, który dawał nam wgląd na zatokę i ogromne klify był niesamowity. Okazało się jednak że w niedalekiej przyszłości na tych terenach zostanie wybudowane osiedle hoteli i kurortów dla bogatych rosyjskich turystów.
Dzień 7

                Rano zjechaliśmy do Bałakławy by zobaczyć Muzeum Bazy Łodzi Podwodnych. Baza jak, stwierdził jeden ze spotkanych Rosjan jest „wielką pomyłką Związku Radzieckiego”. Zaprojektowana na potrzeby niewielkich jednostek okazała się zdecydowanie za mała dla nowoczesnych okrętów podwodnych. Baza została wykuta w czystej skale tak, aby wróg nie dowiedział się o jej istnieniu. 
W tym celu okręty wpływały i wypływały z niej pod powierzchnią wody, dzięki czemu były niewidoczne dla wroga. Grubość skały sięgała 126 metrów, a każde ze zbrojonych wrót miało grubość 60 centymetrów. Ponadto każda z łuz była otwierana indywidualnie. Nigdy dwie jednocześnie. Następnie udaliśmy się w kierunku Sudaku. W miejscowości tej znajduje się największa twierdza genueńska. Obeszliśmy ją dookoła, robiąc zdjęcia po czym wyruszyliśmy w stronę Mierzei Arbackiej po drodze zwiedzając nieczynna od wielu lat podziemna bazę wojsk radzieckich.
Tego dnia Morze Azowskie przywitało nas słońcem, ciepłą wodą i silnym wiatrem.










Dzień 8
                Dzień ósmy spędziliśmy nad brzegiem morza korzystając z jego uroków oraz kosztując różnych gatunków miejscowego piwa. Wieczorem kiedy ustał wiatr z okolicznych zarośli wyłoniły się stada
ukraińskich bestii pragnących naszej krwi. Były to komarzyce. Polskie spraje nie dawały im rady.




Dzień 9
                Dzień ten zaczęliśmy od zwiedzania elektrowni atomowej, która nigdy nie została uruchomiona. Podczas prac stwierdzono, że obsunęły się fundamenty co uniemożliwiło kontynuacje budowy. Wieczór spędziliśmy w zatoce nad Morzem Azowskim, gdzie wieczorem uprzejma ukraińska rodzina poczęstowała
nas świeżym mlekiem prosto od krowy. Gerard z Palorem byli zachwyceni jego smakiem. Niestety po upalnej nocy z mleka zrobiła się śmietana.














Dzień 10
                Wczesnym rankiem udaliśmy się na przeprawę promową w Kerczu. Jest to jednocześnie granica między Ukrainą i Rosją. Po zakupie biletów na prom, odprawy celnej na Ukrainie i około godzinie spędzonej w upale byliśmy już wszyscy na promie. Landy wzbudziły sensację wśród podróżnych, którzy to robili im zdjęcia oraz filmowali nasze wyjazdowe naklejki. Na drugim brzegu, po stronie rosyjskiej
przeszliśmy odprawę, która i tutaj trwała mniej więcej godzinę. Tego dnia nie udało nam się dotrzeć do Soczi. Noc przymusowo spędziliśmy na polu namiotowym, które to przypominało polskie pracownicze nadmorskie ośrodki wczasowe sklepane z kątowników i odpadającej farby rodem z lat osiemdziesiątych…
 
Dzień 11
                Docieramy do Soczi, gdzie po zjedzeniu przepysznego obiadu udajemy się w kierunku Czerwonej Polany. Stamtąd planujemy dostać się do drogi prowadzącej na Kaukaz w celu zobaczenia Elbrus. Niestety Czerwona Polana jest cała rozkopana. Spowodowane jest to przygotowaniami na zimową olimpiadę w przyszłym roku. Powstają tu nowe drogi, hotele, budynki, skocznie i trasy narciarskie. Skala i rozmach przygotowań do tego wydarzenia jest ogromny. Od podstaw powstają tam wielkie kamienice i pozostałe budowle. Na planowanej trasie powstał kamieniołom więc musimy zmienić trasę przejazdu. Po długich poszukiwaniach znajdujemy miejsce na nocleg między dwoma placami budowy. Na szczęście nikt nas nie wygonił.


Dzień 12
                Dzień dwunasty zaczyna się od złej informacji. Wyciek płynu chłodzącego z Defendera Przemka zmusił nas do pozostania na Czerwonej Polanie dłużej niż planowaliśmy. Po kontakcie to z Pepkiem to z Elmerem ustaliliśmy, że konieczna będzie wymiana złamanego, plastikowego korka od chłodnicy na odpowietrznik z… kaloryfera. Udaliśmy się w poszukiwaniu części w okolicznych sklepach  Kolejna noc z komarami spędzany na polu przy głównej dziurawej drodze w kierunku Kałkazu.
budowlanych. Udało się. Nowy „korek” został znaleziony, a sam Defender po około godzinie był już gotowy do jazdy. Wyznaczenie nowej trasy wiązało się z koniecznością cofnięcia się o około 260 km.







Dzień 13
                Rozpoczęty od licznych postów policji i obowiązkowego odkażania opon w specjalnych punktach zmierzamy w kierunku szczytu Elbrus. Wyznaczona przez nas droga okazuje się nieprzejezdna z powodu zerwanego mostu. Po kilku  
nieudanych próbach poszukiwania drogi czy próbie przejazdu bezpośrednio przez rzekę znajdujemy alternatywna trasę. Ostatnie kilometry kamienisto-błotnistej drogi pod szczyt Elbrus były nie lada wyzwaniem wymagającym zapiętych reduktorów i blokad dyferencjałów. Ostatecznie nocleg spędzamy na wysokości ponad 2 200 m n.p.m.















Dzień 14
               
Wczesnym porankiem mamy okazję zobaczyć ośnieżony szczyt góry Elbrus. Jego majestatyczny wygląd, pośród pozostałych szczytów, bez wątpienia wskazuje na to, że to właśnie on jest najwyższym szczytem w Europie. Pół dnia poświęciliśmy na przejazd graniami Kaukazu. Widok pasm górskich z tej perspektywy jest cudowny. Wielkie przestrzenie. Czyste górskie powietrze. Dziko pasące się konie czy górskie rośliny, które do tej pory znaliśmy tylko z lekcji geografii. Po zjechaniu niżej udajemy się w kierunku Biesłanu - szkoły, w której w 2003 roku był zamach terrorystyczny. Historię jaką niesie ze sobą szkoła w Besłanie oraz to, co zostało po spalonej sali gimnastycznej daje do myślenia jak wielki zagrożeniem na świecie jest terroryzm.

  Po drodze , na jednym z Postów Gerard i Palor zostali zmuszeni do dmuchania w alkomat. Okazało się, że oboje, zgodnie z wynikiem z dziwnie wyglądającego alkomatu, byli po spożyciu alkoholu. Przemek, z oburzeniem powiedział policjantowi, że jest to niemożliwe, ponieważ od 5 lat ma zakaz picia alkoholu od lekarza. Gerard, nie znający języka rosyjskiego, został zaproszony do osobnego pomieszczenia, gdzie dwóch policjantów próbowało mu wmówić, że jest pijany. Jednocześnie próbowali wymusić na Gerardzie, by ten dał łapówkę. 

Nieznajomość rosyjskiego pozwoliła umiejętnie wybronić się z sytuacji. Strażnicy zniecierpliwieni obustronnym niezrozumieniem odpuścili sobie naciąganie na łapówkę i pozwolili „pijanemu” Gerardowi udać się do auta w celu kontynuacji podróży. Dalej, na jednym z licznych Postów w Czeczenii spotkaliśmy strażnika, który mieszkał przez 4 lata w Pruszkowie pod Warszawą. Ucieszył się kiedy nas zobaczył i bez sprawdzania dokumentów pozwolił jechać dalej w kierunku Groznego. Szukając miejsca na nocleg trafiliśmy do jednej z muzułmańskich wiosek, gdzie niektórzy mężczyźni nosili u boku broń, a w sklepach nie było piwa. Noc spędziliśmy na polu przy drodze szybkiego ruchu.
               

Dzień 15

Udajemy się w kierunku Groznego. Po drodze robimy sobie pamiątkowe zdjęcie przy Bramie Powitalnej miasta. Chwilę później docieramy do centrum gdzie stoją olbrzymie nowoczesne hotele i liczne nowe domy. Naszą uwagę zwrócił jednak meczet z czteroma wieżyczkami. Każda z nich uwieńczona była symbolem półksiężyca z gwiazdą. Miejsce to zachwycało i budziło szacunek.     

                Następnie udaliśmy się do aut by rozpocząć dalszą podróż, tym razem w kierunku Morza Kaspijskiego. Po drodze zostaliśmy zatrzymani przez policjanta, który upomniał nas za złamanie zakazu skrętu w lewo i nakierował na właściwą drogę. Był to pierwszy policjant, który pomógł nam bezinteresownie, bez prób wyłudzenia drobnych sum pieniędzy czy napiwków. Niedaleko miejsca, gdzie spotkaliśmy stróża prawa, jak zwykle głodni, zjedliśmy przepyszne hamburgery robione w jednym z mieszkań czteropiętrowego bloku. Po opuszczeniu miasta, w drodze nad morze, wykąpaliśmy się w przydrożnym jeziorku. Zrobiliśmy także pierwsze w czasie tej wyprawy pranie.


                Aby dostać się nad Morze Kaspijskie niezbędne było zjechanie na mniej uczęszczane drogi. Na jednej z nich zostaliśmy zatrzymani przez jednego z kierowców, który, co nas bardzo mile zaskoczyło, pracował cztery lata w Polsce jako mechanik samochodowy. Niestety, ograniczenia czasowe zmusiły nas do odmówienia wspólnego posiłku u niego w domu. Mimo tego na pewno, na długo pozostanie on w naszej pamięci. W tej samej wiosce mieliśmy okazję zobaczyć bawoły, które chcąc się ochłodzić leżały w rzece. Z wody widać było tylko ich głowy.
                Region Czeczenii, przed którą nas ostrzegano i obawiano się o nasze bezpieczeństwo okazał się nad wyraz bezpieczny a ludzie na samo słowo „Polska” byli bardzo życzliwi i pomocni. Na jednym z Postów strażnicy tak się ucieszyli na nasz widok, że nie mieli nic przeciwko pamiątkowemu zdjęciu. Tym oto sposobem wjechaliśmy na teren Dagestanu.
                W dalszej drodze napotykaliśmy tylko uprzejmość mieszkańców, którzy chcąc nam pomóc w dotarciu nad morze wskazywali dłońmi którędy jechać, a palcami określali liczbę kilometrów. Jeden z mieszkańców wsiadł nawet na motor i pojechał z nami na drogę (usytuowana w depresji na poziomie 30 - 43 m p.p.m), którą bezpośrednio dotarliśmy nad Morze Kaspijskie. Widok jaki zastaliśmy był poniżej jakichkolwiek oczekiwań. Zastaliśmy bowiem jedno wielkie wysypisko śmieci nad mulistym brzegiem morza. Setki butelek, opon, starych ubrań, butów i sieci rybackich  dał nam zielone światło by zamoczyć koła Landa w morskiej wodzie. Ta, była tak brudna, że nikt z naszej trójki nie zdecydował się na kąpiel. Spędziliśmy noc na wydmach i następnego ranka opuściliśmy brzegi Morza Kaspijskiego.
                Z atrakcji tego dnia należy wspomnieć o naszym fantastycznym nowym przyjacielu. Był to napotkany na drodze żółw. Byliśmy bardzo zaskoczeni, a jednocześnie szczęśliwi, że go spotkaliśmy na naszej drodze. Pierwszy raz widzieliśmy żółwia na wolności.







 





Dzień 16
 
Dzień ten rozpoczynamy od szybkiego zbierania kolorowych muszelek. Następnie szybkie zamoczenie stóp w morzu, spakowanie bagaży do aut i rozpoczynamy podróż w kierunku Kałmucji- celem jest jej stolica Elista. Po przekroczeniu postu informującego o wjeździe na teren Kałmucji zostaliśmy poinformowani o potrzebie używania świateł. Jedziemy w Kierunku Pustyni Kałmuckiej. Ledwo po przekroczeniu „granicy” droga oznaczona na mapie jako „droga federacji rosyjskiej” okazała się być zwykłą dziurawą drogą z ubitego piasku. Pustynia zaskoczyła nas nie tylko nawierzchnią, ale także słabą roślinnością. Spodziewaliśmy się większej ilości piasku z nielicznymi formacjami roślinnymi, natomiast zastaliśmy niewielkie krzaki, kwiaty i nieliczne błotniste kałuże.
W jedną z takich kałuż wjechał Landek, co zakończyło się zabłoceniem nie tylko całego przodu, wnętrza, dachu auta ale i przez otwarte okno błotem oberwała również Magda. Na rozgrzanym aucie błoto zaschło tak szybko, że spryskiwacze szyby i wycieraczki nie dały rady zmyć tego co się tam nachlapało. Musieliśmy się zatrzymać i umyć przednia szybę światła i dach Landa, No i oczywiście Magdę. W międzyczasie Palor kontynuował swoją trasę i dopiero po kilkunastu minutach w CB radiu zapytał gdzie jesteśmy.
 Okazało się, że nie dotarła do niego informacja o naszym przymusowym postoju. Tym oto sposobem zgubiliśmy się na pustyni. Radiowe próby ustalenia trasy, wjazd na lekkie wzniesienie nieopodal trasy, robienie kurzu w celu określenia wzajemnego położenia zakończyły się fiaskiem.
Dopiero mijający nas samochód, który po około 5 minutach dotarł do Palora wskazał nam właściwą drogę. Zostaliśmy ocaleni. Także i na pustyni, Landowi, po raz drugi w trakcie wyprawy, poluzował się wydech. Wiedza i umiejętności Gerarda pozwoliły na szybką naprawę i powrót na trasę. Po około 150 km dotarliśmy na asfalt. Niestety pustynna droga dała się Landowi we znaki. Po pokonaniu  kilkunastu kilometrów asfaltem Landowi ponownie odkręcił się wydech. Po kolejnym dokręcaniu w pobliżu pięknie zdobionej bramy kontynuowaliśmy trasę. Wieczorem dotarliśmy do Elisty, gdzie na obrzeżach miasta spędziliśmy noc.


Dzień 17
                Poranne czynności, kawka, śniadanko i ponownie ruszamy w trasę. W deszczu, który nieco opłukał Landa z drobnego piachu i błotka z Pustyni Kałmuckiej, zmierzamy do granicy ukraińsko-rosyjskiej. 
Po drodze zatrzymujemy się na miejscowym targowisku szukając „szopku” dla Gerarda. Niestety jedynym dostępnym towarem jest jedzenie i podróbki ubrań znanych marek. Tego dnia Magda kończy swoje kolejne „21” urodziny. Z tej okazji Gerard daje jej słonecznikowego kwiatka. Szczęśliwi przekraczamy granicę, a noc spędzamy między polami słoneczników. 












Dzień 18
                Poranne śniadanie umilił nam zając, który zatrzymał się na chwilkę na drodze w cieniu Landa po czym po chwili pokicał dalej w pole słoneczników. Chwilę po starcie Gerard zauważył, że światła przednie w landzie nie działają. Okazało się, że niezbędna jest ich naprawa. Szybkie sprawdzenie żarówek, przekaźników i kabli nie dało  oczekiwanego rezultatu. Na szczęście na Ukrainie nie ma obowiązku jazdy ze światłami. 



Naprawa została przełożona na wieczór. W drodze do Kijowa zatrzymaliśmy się w przydrożnym barze na szybką przekąskę. Zakupiliśmy przepyszne pierogi z ziemniakami i koperkiem, po czym kontynuowaliśmy naszą podróż do Kijowa. Po dotarciu do celu udaliśmy się na ulicę Andrijwskyj Uzviz, gdzie zakupiliśmy pamiątki i porobiliśmy pamiątkowe zdjęcia z pięknie odnowionymi kamienicami. Zobaczyliśmy także Cerkiew św. Andrzeja.  Nocleg tego dnia spędziliśmy pod Kijowem, gdzie Gerard w cieniu brzózek naprawił światła, a Palor i Magda mu kibicowali.



Dzień 19
                Ostatni dzień na obczyźnie spędziliśmy w drodze na przejście graniczne Ukraina-Polska w Korczowej. Po drodze Palor pragnął odwiedzić centrum handlowe pod Lwowem w celu zakupienia pamiątkowej filiżanki.  Po zjedzeniu obiadu, zakupie piwa cedrowego i ciastek dla znajomych, udaliśmy się do centrum miasta Lwowa. W tym miejscu rozdzieliliśmy się z Palorem, który stwierdził, że był już we Lwowie i woli poczekać na nas przed przejściem granicznym.
We Lwowie spędziliśmy niestety ledwo dwie godziny. Spotkaliśmy się w centrum z Adamem Mickiewiczem, zrobiliśmy zakupy w lokalnym sklepie odzieżowym po czym wyruszyliśmy w kierunku czekającego na nas Palora. Tym razem odprawa celna na granicy trwała niecałą godzinkę. Mieliśmy także okazję poznać kolejnego, jak się później okazało, jeszcze żywego Landa. W niecałą godzinkę po przekroczeniu granicy nowemu przyjacielowi wybuchł silnik. Po udzieleniu mu pomocy, polegającej na odholowaniu do pobliskiego miasta- Jarosławca, pożegnaniu się z Jackiem- właścicielem Landka, kontynuowaliśmy wraz z Palorem swoją podróż powrotną najpierw do Pixersów a później w kierunku domku. W okolicach Tarnowa Palor podążył swoją drogą do Poznania, a my kierowaliśmy się do Wrocławia. Noc spędziliśmy w okolicach Wieliczki.


Dzień 20
                Z samego rana udaliśmy się do serwisu kiosków w Wieliczce w celu zakupienia lewej manetki z przełącznikami świateł- źródła wcześniejszych usterek. Niestety sklep posiadał jedną sztukę poszukiwanego przez nas przedmiotu – niestety był to słabej jakości zamiennik. Postanowiliśmy kontynuować podróż na światłach działających po poruszeniu odpowiedniego kabla i naprawie przełącznika zgodnie z zaleceniami udzielonymi nam w serwisie.
Jadąc autostrada do Wrocławia dotarliśmy około godziny 15. Zahaczyliśmy szybko o sklep ogrodniczy w celu zakupienia nowego prysznica (stary należał do Palora). Niecałe 30min później byliśmy z gadżetami w biurze firmy Fototapety by Pixers z wyrazami podziękowania dla Maćka i Piotrka za wsparcie! Niestety oboje byli tego dnia poza firma, ale na pewno po powrocie będą zaskoczeni naszym prezentem- dużą matrioszką z Lwowa i ukraińskim arbuzem z logo Pixers i naszej wyprawy. Jadąc do Szczecina zajeżdżamy do Lubrzy na spływ kajakowy i  Noc Nenufarów, gdzie planujemy zostać dwie noce wraz z naszymi rodzicami z znajomymi...










Podsumowując:

                Przejechaliśmy około 9tys km. Spaliliśmy około 820l oleju napędowego. Awariami w Landzie była przypalona kostka świateł mijania, która objawiała swoją niechęć już przed wyjazdem oraz zużyty uszczelniacz tylnego mostu, który to pokapywał sobie olejem od ponad miesiąca.

    

  Jedząc obiady w przydrożnych restauracjach i małych knajpkach pozwoliliśmy nacieszyć się wschodnią kuchnią, która jest wyśmienita. Plotki o najeżdżaniu na ciągle linie oraz o tym, że policja próbuje okraść każdego przyjezdnego uważamy za przestarzałe mity. Owszem, były próby wyłudzenia drobnych sum pieniędzy, czy sugerowanie napiwków za nic ale wystarczyło umiejętnie z tego wybrnąć a nachalni ludzie szybko rezygnowali speszeni sytuacją.  Osobną uwagę należy zwrócić na wschodnich kierowców, ci potrafią wyprzedzać w najmniej odpowiednim momencie. Nie patrzą czy coś jedzie z naprzeciwka. Potrafią usilnie spychać wyprzedzane auto na pobocze lub wyprzedzać po prawej stronie drogi. Pojazdy poruszają się bez świateł po zmierzchu i rzadko który jest w dostatecznym stanie technicznym. :)

GLiM!


Szkoła w Biesłanie

Szkoła w Biesłanie

Centrum Groznego


Woda Morza Kaspijskiego

Błoto pustyni Kałmuckiej

Błoto pustyni Kałmuckiej

Droga Federacji Rosyjskiej

Kumple.

Szybka naprawa wydechu

Pamiątki w Kijowie.

Panorama Kijowa.

Lwowski Street Art

Adam Mickiewicz...



Pierwsze pomniki na Ukrainie.

Kamień Podolski.

Kamień Podolski


Bloki gdzieś na Ukrainie

Parafia św. Piotra w Odessie.

Pierwszy kontakt z Morzem Czarnym.

Klify na Krymie

Klify na Krymie

Klify na Krymie



Klify na Krymie

Klify na Krymie

Klify na Krymie

Klify na Krymie

Klify na Krymie

Kolejny wrak statku.

Klify na Krymie

Meduzy.

Tatarskie szaszłyki.

Mała modliszka.

Morze Czarne.

Morze Czarne.


Morze Czarne.
Morze Czarne.

Morze Czarne.



Baza łodzi podwodnych.

Baza łodzi podwodnych.

Jaskółcze Gniazdo.


Morze Azowskie

Morze Azowskie

Morze Azowskie

Nieczynna Elektrownia Atomowa

Nieczynna Elektrownia Atomowa

Nieczynna Elektrownia Atomowa

Przeprawa promem UA/RUS.



Pierwszy kontakt z Kaukazem.

Pierwszy kontakt z Kaukazem.

Pierwszy kontakt z Kaukazem.

Szczyt Elbrus.

Pierwszy kontakt z Kaukazem.

Kaukaz.

Kaukaz.

Kaukaz.

Kaukaz.

Kaukaz.

Kaukaz.

1 komentarz: